W ostatnim czasie na rynku pojawiła się książką wspominająca tajną dywersję medyczną dra Matulewicza i dra Łazowskiego – dwóch lekarzy, którzy w czasie niemieckiej okupacji w okolicy Rozwadowa (obecnie dzielnica Stalowej Woli) stworzyli fikcyjną epidemię tyfusu plamistego, aby chronić Polaków przed niemieckimi represjami. Sprawdziliśmy czy to wiarygodny dokument, czy kolejna bajka!

Wspomniana wyżej historia fikcyjnej epidemii tyfusu jest już trochę znana mieszkańcom Stalowej Woli i okolic. Ale ponieważ historia ta wydarzyła się na naszym podwórku i jest celem badań naszej Fundacji od prawie 8 lat, to obowiązkowo musieliśmy się z tą publikacją zapoznać. Książka Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol intryguje już od samej okładki. Opatrzona jest ciekawą grafiką i posiada przyciągający oko tytuł. Do tego jeszcze przyciąga uwagę opis na tylnej okładce: „Książka poświęcona jest ludziom, często zapomnianym i niedostrzeżonym, którzy podczas II wojny światowej walczyli nie zbrojnie, ale wykorzystali do walki swe talenty i ponadprzeciętne umiejętności, uzyskując efekty istotniejsze od kampanii prowadzonych przez wielkie armie.”

Do publikacji na temat tyfusu w Rozwadowie zawsze podchodzimy z zaciekawieniem i dużą rezerwą gdyż historia ta od dawna pojawia się mocno zniekształcona i dość często przedstawiana jest w publikacjach medialnych w nierealnych proporcjach – delikatnie mówiąc. Książka Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol już od samej okładki daje do myślenia, że będzie jedną z tych, niestety co chyba nie do końca przedstawia tę historię w rzetelny sposób. Już na tylnej okładce ujawnia się pierwszy rażący błąd autorki. Autorka na okładce zdradza czytelnikom pokrótce postacie, które pojawiają się w książce. W przypadku historii tyfusu w Rozwadowie, pojawia się krótki opis głównego bohatera naszej lokalnej historii w następujący sposób: Eugeniusz Łazowski. Lekarz, profesor pediatrii, uratował tysiące ludzi w Stalowej Woli. Przeprowadzał akcje szczepień niegroźną bakterią, po których przerażeni Niemcy ogłosili Stalową Wolę i jej okolicę terenem objętym zarazą.”

Czytając ten krótki opis zapala mi się od razu czerwone światełko i otwieram szeroko oczy, gdyż autorka na okładce podaje fakty, które nie miały miejsca. Otóż Stalowa Wola nigdy nie była przez Niemców objęta kwarantanną. Był to Rozwadów i sąsiadujące wioski. Można by przyjąć, że autorce chodzi o dzisiejsze tereny miasta Stalowej Woli. Jeśli tak, to należałoby to inaczej sformułować, w przeciwnym razie stwarza to pewien fake news. Piszę o tym dlatego, żeby podkreślić jak ta historia jest nieustannie zniekształcana w mediach. Wszyscy chyba dziś rozumiemy, że grając ludzkimi emocjami zdobywa się czytelników. Na pewno bardziej rozpoznawalna będzie w mediach Stalowa Wola niż mała, mało znana miejscowość Rozwadów. Czy o to chodziło autorce?

Czytając w „wybranej bibliografii” (tak nazywa bibliografię autorka) autorka podaje książkę „Prywatna Wojna“ autorstwa dra Eugeniusza Łazowskiego, jako źródło swoich informacji, więc wydaje się, że taka prosta kwestia powinna być dla niej zrozumiała. Sam dr Łazowski w swojej książce wspomina, że ostrzegał dra Matulewicza (współautora epidemii) iż muszą omijać szczepień pracowników ze Stalowej Woli, bo niemieccy lekarze w Stalowej Woli przystąpią do własnych badań i szybko wykryją, że tajna dywersja jest fikcją. Więc dlaczego autorka nie wzięła tego pod uwagę i nie zweryfikowała z innymi źródłami? Wydaje się, że pisała to bez zastanowienia albo zrobić chciała lekką sensację pisząc, że epidemia dotyczyła większej aglomeracji.

Dalej w rozpoczynającym to dzieło rozdziale pt. „Epidemia ocalałych” o tajnej dywersji rozwadowskich lekarzy, autorka wspomina zbrodnię na ziemiańskiej rodzinie Horodyńskich z oddalonego kilka kilometrów Zbydniowa, gdzie dr Matulewicz miał swoje laboratorium. Niestety i tutaj autorka popełnia kolejny rażący błąd pisząc, że w zbrodni zginęli wszyscy obecni w tym czasie na skromnym weselu u Horodyńskich. Znów autorka pisze kolejną nieprawdę gdyż w zbrodni przeżyło dwóch synów Horodyńskich, których matka ukryła na strychu. Znów się zastanawiam jaki to miało sens? Czy autorka nie potrudziła się z weryfikacją powielanych przez siebie informacji, czy chciała upiększyć swoją bajkę?

Można by jeszcze się dalej rozpisywać na temat tego dzieła ale czy ma to sens? Myślę, że nie. Nieścisłości których dopuściła się autorka dyskwalifikują to dzieło jako rzetelne źródło informacji i tym samym książka wpisuje się do grona fikcyjnych fake newsowych publikacji, których niestety w internecie jest kilkaset i to w różnych językach. Powoli tracę wiarę, że ta historia przynajmniej raz zostanie opowiedziana przez autorów, czy instytucje spoza Stalowej Woli w rzetelny, dobrze zbadany sposób. Kilka prób czy to wydawniczych czy filmowych niestety skończyło się jak zawsze. Nierzetelnie. A książka Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol w sposób jaki jest napisana raczej przypomina sensacyjną bajkę niż rzetelny historyczny dokument.

MW

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *