Obchody 80. rocznicy niemieckiej obławy na Kedyw rozpoczną się w sobotę 18 maja 2024 r. o godz. 15.15 na Mauzoleum Żołnierzy Armii Krajowej na Cmentarzu Komunalnym w Stalowej Woli, gdzie spoczywają nasi bohaterzy – poległy 18 maja 1944 r. dowódca Kedywu ppor. rez. Stanisław Bełżyński ps. „Kret” oraz dowódca plutonu Kedywu Stanisław Korfel ps. „Korski”.

Po złożeniu wieńców i zapaleniu zniczów udamy się tradycyjne na Mszę Świętą w intencji żołnierzy Kedywu i na oficjalne obchody przy dawnej siedzibie Kedywu. Dodatkowo w tym roku zapraszamy na bogaty program obchodów przygotowany przez Muzeum Regionalne w Stalowej Woli, który znajduje się na załączonym plakacie.

Zapraszamy do uczestnictwa!


Wielka wsypa! – Jak wpadł Kedyw w Rozwadowie

18 maja 1944 roku przed świtem pod siedzibą przedwojennego kina gdzie Armia Krajowa miała swoją tajną bazę Kedywu zjawiło się dwóch gestapowców, którzy poszukiwali zdradzonego podczas śledztwa żołnierza Kedywu „Leszka Kamińskiego”. Chwilę później rozegrały się dramatyczne sceny i tajna baza Kedywu została wykryta przez Niemców.

Kiedy Niemcy zastukali nad ranem 18 maja do drzwi dawnego kina gdzie ulokowana była tajna baza Kedywu krypt. „Górka”, drzwi otworzyła mieszkająca na parterze Janina Kalarus ps. „Jasia”. Gestapowcy zapytali o „Leszka Kamińskiego”, a Janina odpowiedziała krótko: „taki tutaj nie mieszka!”. Wyjaśniła im jeszcze, że owszem mieszka w budynku osoba o tym nazwisku ale to Czesław Kamiński. Na dowód przedstawiła jeszcze obowiązkową książkę meldunkową mieszkańców budynku, która potwierdzała ten fakt. Oczywiście chodziło o tą samą osobę – Czesława, który wśród znajomych i kolegów z konspiracji był znany z pseudonimów „Leszek” oraz „Głaz”. Janina miała tego świadomość i liczyła, że to może Niemcom wystarczy i że uda się ich zwieść. Niemcy zdezorientowani postanowili zweryfikować informację o poszukiwanym przez nich osobniku i poszli na pobliski dworzec kolejowy aby zatelefonować do siedziby Gestapo w Stalowej Woli. W areszcie Gestapo w tym czasie trwało przesłuchanie aresztowanego kilka godzin wcześniej Zbigniewa Gogojewicza ps. „Ostoja”. Gogojewicz podczas brutalnego śledztwa został złamany i zdradził Niemcom „Leszka Kamińskiego”. Kiedy gestapowcom potwierdzono telefonicznie z przesłuchiwanym Gogojewiczem, że to ta sama osoba, błyskawicznie powrócili do dawnego kina w poszukiwaniu Czesława „Leszka” Kamińskiego.

Alarm w bazie

 Dawne „Kino Polonia” zwane kinem „Skoczka” oraz Kinem „Strzelec”. W czasie wojny tajna baza Kedywu krypt. „Górka”. Obecnie siedziba powstającego Muzeum Kierownictwa Dywersji Armii Krajowej  (fot. Muzeum Regionalne w St. W.)

W czasie gdy Niemcy poszli skorzystać z dworcowego telefonu Janina Kalarus zaalarmowała o „wizycie” mieszkające na pierwszym piętrze łączniczki Kedywu siostry Zofię i Krystynę Skowron. Obie siostry zdając sobie sprawę z zagrożenia błyskawicznie podjęły działania i podzieliły się zadaniami. Zofia Skowron ps. „Joanna” natychmiast potajemnie wyszła bocznymi drzwiami i pobiegła na pobliski rynek, do domu dowódcy rozwadowskiej placówki AK (krypt. „Wilcze Łyko”), aby zawiadomić o wizycie Gestapo w Kedywie. Krystyna ps. „Grażyna” zaś w tym samym czasie pobiegła na strych do lokalu Kedywu aby zaalarmować o zagrożeniu przebywających tam pięciu żołnierzy. Dowódca Stanisław Bełżyński ps. „Kret” zarządził natychmiastowy alarm. Wszyscy jak stali zaczęli się ubierać i chować na strychu kompromitujące dokumenty i broń.

Drugie podejście Gestapo

Na bezpieczną ucieczkę niestety nie było już czasu. Gestapowcy szybko powrócili i będąc już pewni kogo poszukują od razu wdarli się do budynku i rozpoczęli penetrować kamienicę. Za chwilę dwóch gestapowców wtargnęło na strych i rozpętała się strzelanina. W tym momencie czekali już na nich przygotowani żołnierze Kedywu. Choć dowódcy „Kretowi” zacięła się broń, to czterech obecnych z nim żołnierzy powstrzymało ogniem wejście na strych Niemców. Ostrzeliwani gestapowcy, nie trafieni zaczęli się wycofywać i zbiegać schodami w dół, a za nimi żołnierze Kedywu. Pierwszy z grupy Stanisław Korfel „Korski” wychylając się na schodach do strzału, został ranny z niemieckiego ostrzału, jego rana okazała się później jednak nie groźna. Kiedy gestapowcy zbiegli, żołnierze Kedywu podjęli próbę wyskoczenia przez wentylator do sali kinowej, niestety wentylator okazał się zbyt trudny do rozbrojenia, nie było już po prostu na to czasu. W momencie, w którym zdawało się, że gestapowcy zbiegli na parter, żołnierze wycofali się piętro niżej schodami i przez drzwi na balkon kina zaczęli skakać do sali na parter. Za żołnierzami Kedywu zamknęły drzwi balkonu Krystyna Skowron i jej matka Maria, która również w tym czasie była w mieszkaniu. Krystyna zatoczyła pod drzwi stojącą w holu beczkę z kapustą i wraz z matką wydostały się bocznymi drzwiami z budynku. Niezauważone przez Niemców, zniknęły między domami.

Wydostanie z okrążenia

Wszystkim żołnierzom Kedywu obecnym tego dnia w bazie udało się zeskoczyć z balkonu do sali przedwojennego kina. Czesławowi Kamińskiemu ps. „Głaz”, Stanisławowi Korfelowi ps. „Korski” i Zygmuntowi Kajzerowi ps. „Mały” udało się wydostać z budynku i bezpiecznie zbiec do pobliskich Charzewic, gdzie się ukryli. Dowódca Kedywu – oficer dywersji Stanisław Bełżyński ps. „Kret” nie podjął tego samego planu ucieczki przez ogród sąsiedniego domu. Kiedy wyskoczył przez okno kina jako drugi za „Głazem”, skręcił w odwrotnym kierunku i pobiegł w stronę dworca kolejowego oddając serię w stronę Niemców. Przeskoczył tam niewielki parkan i na chwilę schował się na tyłach budynku dworca. W ten sposób „Kret” prawdopodobnie chciał odwrócić uwagę Niemców, aby jego żołnierze mogli bezpiecznie wyjść z okrążenia. Gdy zdawało się, że jest bezpiecznie „Kret” postanowił przeskoczyć tory stacji kolejowej i pobiegł w stronę lasu, który odległy był o kilkaset metrów, niestety na jednym z torów na bocznicy stał pociąg z niemieckim wojskiem i gdy oni zobaczyli biegnącego człowieka, oddali do niego strzały. Niemieckie kule dosięgły Stanisława Bełżyńskiego „Kreta” i zginął na miejscu.

Ostatni nie wyskoczył

Piąty i ostatni z żołnierzy z grupy znajdujących się w Kedywie tego dnia był Stanisław Szumielewicz ps. „Kryspin”, który jako jedyny nie wyskoczył z okna sali kinowej z resztą żołnierzy. Nie wiadomo czy słysząc na zewnątrz ostrzeliwującego się „Kreta” zawachał się, czy też może po prostu doznał poważnej kontuzji po skoku z wysokiego balkonu do sali kina i nie był w stanie kontynuować ucieczki. Co spowodowało, że „Kryspin” został w kinie, nie jest dziś jasne. Z powojennych relacji świadków wiadomo, że gdy do sali kina wtargnęli Niemcy zastali „Kryspina” i przestraszeni jego obecnością rzucili do sali granat, który poważnie go ranił. Po akcji Niemcy rozkazali wyciągnąć Szumielewicza z kina i zawołali do niego lekarza aby go ratować. Oczywiście Niemcy nie chcieli ratować „Kryspina” by żył, chcieli jedynie wyciągnąć z niego jakieś dodatkowe informacje o jego kolegach i jego tajnej organizacji.

Ślad po nim zaginął

Do rannego „Kryspina” przybył dr Hieronim Krasoń (też działał w AK), który szybko ściągnięty został ze swojego pobliskiego gabinetu. Dr Krasoń widząc, że „Kryspin” był w stanie agonalnym i w każdej chwili mógł nastąpić zgon, postanowił dać mu dużą dawkę morfiny. Lek miał uśmierzyć jego ból i przy okazji uniemożliwić ewentualne kompromitujące zeznania, które na pewno Niemcy próbowaliby na nim wymusić. A kiedy Szumielewicz był już prawie konający, Gestapo załadowało go do samochodu i udali się z nim w kierunku Stalowej Woli. Prawdopodobnie udali się do siedziby Gestapo, bo w takiej sytuacji na pewno chcieliby skonfrontować go z przechodzącym śledztwo Gogojewiczem. Jak zakończył życie „Kryspin” nie wiadomo. Jeśli nie zmarł w drodze do aresztu, to na pewno został dobity przez Niemców i zakopany został gdzieś na terenie Stalowej Woli. Niestety zwłoki jego nigdy nie zostały odnalezione, więc nie ma pewności jak i kiedy zmarł. Jedno jest pewne, po tych tragicznych wydarzeniach 18 maja 1944 roku tajna baza Kedywu Armii Krajowej Obwodu Nisko-Stalowa Wola krypt. „Górka” w Rozwadowie przestała istnieć. Niemcy nie zdołali jednak rozbić organizacji. Kilka dni później nową bazę Kedywu rozkazał odtworzyć w Rudniku nad Sanem komendant obwodu. Tak też się stało.

Kim był człowiek, który zdradził Kedyw?

Zbigniew Gogojewicz urodził się 10 lipca 1924 roku w Poznaniu (woj. wielkopolskie). Był synem śpiewaczki operowej Opery Poznańskiej Władysławy „Sławy” Gogojewicz z d. Budasz i urzędnika Państwowej Dyrekcji Kolei w Poznaniu Romana Gogojewicza. Miał młodszego brata Miłosza. W Poznaniu ukończył Szkołę Powszechną i uczęszczał do gimnazjum im. Ignacego Paderewskiego. Niemiecka agresja na Polskę w 1939 roku przerwała jego naukę.

Niemiecka okupacja

W 1939 roku rodzina Gogojewiczów została wysiedlona przez Niemców z domu przy ul. Półwiejskiej w Poznaniu, a dom Gogojewiczów zarekwirowany został na potrzeby niemieckiej Gestapo. W związku z zaistniałą sytuacją ojciec Zbigniewa postanowił zabrać rodzinę w swoje rodzinne strony na Podkarpacie, skąd pochodził. Po przybyciu do ówczesnego woj. lwowskiego (obecnie woj. podkarpackie) Gogojewiczowie wraz z synami zamieszkali w Rozwadowie przy ul. Mickiewicza 24. Na Podkarpaciu Zbigniew Gogojewicz rozpoczął naukę w Technikum Budowlanym w Jarosławiu (woj. podkarpackie).

Konspiracja

Mieszkając w Rozwadowie w czasie okupacji Zbigniew Gogojewicz nawiązał kontakty z konspiracyjnym podziemiem przez znajomości matki Władysławy. W Rozwadowie Gogojewiczowie spotkali pochodzącego z Poznania Eryka Kandziorę, który w Rozwadowie był zegarmistrzem, a którego warsztat na rozwadowskim rynku służył jako punkt kontaktowy dla siatki wywiadu strategicznego Armii Krajowej. Przed odzyskaniem niepodległości przez Polskę Eryk Kandziora był żołnierzem POW i Powstańcem Wielkopolskim, tak jak matka Zbigniewa „Sława”, dlatego znali się jeszcze z Poznania. W tamtych czasach obydwoje jako „peowiacy” walczyli o niepodległą Polskę w Powstaniu Wielkopolskim i gdy Kandziora w czasie niemieckiej okupacji był odpowiedzialny za utworzenie komórki wywiadu na terenie Rozwadowa, to w pierwszej kolejności werbował ludzi do pracy w wywiadzie, których znał i którym mógł zaufać. Tak też Zbigniew Gogojewicz został łącznikiem Kandziory w strategicznym wywiadzie AK o kryptonimie „Wschód”. Zbigniew Gogojewicz pod pseudonimem „Ostoja” jako łącznik wywiadu służył do września 1943 roku. Po zakończeniu z nieznanych przyczyn działalności w wywiadzie, Zbigniew Gogojewicz „Ostoja” opuścił okolicę i działał w jednym z oddziałów na Lubelszczyźnie. Powracał jednak do Rozwadowa gdzie mieszkała jego rodzina i tutaj też załatwiał sprawy dla swojego oddziału. Gogojewicz będąc jednego razu w Rozwadowie potrzebował bezpiecznej meliny do przyjęcia broni dla swojego oddziału. Wtedy też zwrócił się do swojego byłego kolegi z wywiadu Eryka Kandziory aby ten pozwolił wykorzystać jego lokal, na co Kandziora się zgodził. Decyzja o pomocy „Ostoi” okazała się fatalnym błędem Kandziory. Łącznik Gogojewicza, którego Kandziora nie znał nie dość, że sam wpadł w ręce Niemców, to zdradził jeszcze Kandziorę i jego wysłańca Gogojewicza, po którego wkrótce przyszli Niemcy.

Aresztowanie i wsypa Kedywu

Zbigniew Gogojewicz aresztowany został pod domem rodziców przy ul. Mickiewicza 24 w Rozwadowie przez Niemców 17 maja 1944 roku, wraz z kolegą wizytującym z Przeworska Henrykiem Żelaznym ps. „Zbyszek”. Podczas próby ukrycia się przed Niemcami Żelazny wraz z Gogojewiczem podwiesili się na gzymsie tarasu, niestety Żelazny nie mogąc się utrzymać spadł i złamał nogę, nie było już mowy o ucieczce. Obaj zostali aresztowani i zabrani do siedziby Gestapo w Stalowej Woli, gdzie Niemcy poddali ich brutalnemu śledztwu. Żelazny nie zdradzając nikogo wywieziony został do Rzeszowa i wkrótce zginął w egzekucji. Według relacji rodziny, podczas tortur Niemcy wieszali Gogojewicza za wykręcone ręce i bili do nieprzytomności, a następnie pompowali mu wodę do uszów, co skutkowało tym, że do końca życia miał uszkodzony słuch. Te okrutne i brutalne metody Niemców, niestety zdołały złamać Gogojewicza. Według ustaleń regionalisty Dionizego Garbacza, Gogojewicz zgodził się pójść na współpracę, podpisał niemiecką listę konfidentów i w ten sposób uratował swoje życie.

Ustalenia wywiadu AK

Po aresztowaniu Gogojewicza, Żelaznego i po rozegraniu się dzień później dramatycznych scen w Kedywie, dla Armii Krajowej było jasne, że zdradzić Kedyw musiał sam Gogojewicz, gdyż dzień wcześniej (17 maja 1944 r.) aresztowanych na terenie Stalowej Woli i Rozwadowa były tylko dwie osoby: Gogojewicz i jego kolega Żelazny. Żelazny dla rozwadowskiej konspiracji nie był znany bo pochodził z Przeworska, w przeciwieństwie do Gogojewicza, który wcześniej służył wspomnianemu wywiadowi AK. Podejrzenie o „sypaniu” Gogojewicza kilka dni później potwierdził sam wywiad Armii Krajowej. W meldunku z dnia 23 maja 1944 roku z placówki AK „Wilcze Łyko” (kryptonim placówki Rozwadów) meldowano: „W przeddzień akcji Gestapo na grupę dyw. (mowa o grupie dywersyjnej Kedywu) aresztowany został „Ostoja”. W trzecim dniu po zamknięciu „Ostoi” Gestapo wydobyło z magazynów „Ostoi” paczkę amunicji, materiały wybuchowe, miny. Dla nas memento: „Ostoja” sypie!!!”.

Z kolejnych meldunków placówki „Wilcze Lyko” wynika, że wywiad AK miał z każdym dniem większą pewność co do Zbigniewa Gogojewicza „Ostoi”. W meldunku z dnia 12 czerwca 1944 roku meldowano: „Tak jak przewidywaliśmy – „Ostoja” sypie! Wszelkie środki ostrożności zostają zachowane.”

W czerwcu gdy placówka „Wilcze Łyko” meldowała o „sypaniu” Zbigniewa Gogojewicza „Ostoi”, on wciąż żył i przebywał w areszcie w Rzeszowie. O pobycie Gogojewicza w rzeszowskim więzieniu była informowana Komenda Okręgu Kraków Armii Krajowej w Krakowie. W meldunku kontrwywiadu Armii Krajowej Okręgu Kraków nr 13/14 z lipca 1944 roku znalazł się taki zapis: „- Zbigniew Gogojewicz z Rozwadowa, mimo figurowania na ostatniej liście rozstrzelanych, żyje i jest w więzieniu w Rzeszowie. Ma on b. sypać i dzięki temu obchodzą się z nim dobrze.”

Zdrada nie do końca popłaciła

 Zbigniew Gogojewicz podczas pobytu w niemieckim obozie (fot. Fundacja KEDYW)

Mimo podpisania listy konfidentów, Zbigniew Gogojewicz nie odzyskał wolności. Wkrótce na rzeszowszczyźnie pojawiła się sowiecka Armia Czerwona i Niemcy rozpoczęli zwrot na zachód zabierając Gogojewicza ze soba. Niemcy najpierw wywieźli go do obozu KL Pustkow w Pustkowie, później był obóz KL Sachsenhausen w Orianienburgu i finalnie obóz KL Bergen-Belsen. Będąc blisko wycieńczenia, Gogojewicz doczekał wyzwolenia 15 kwietnia 1945 roku przez amerykańskie wojsko. Dzięki Amerykanom przeszedł kurację dożywieniową i po ustabilizowaniu zdrowia przetransferowany został do obozu przejściowego w Wolterdingen, z którego powrócił 28 stycznia 1946 roku do Polski.

Zbigniew Gogojewicz był żonaty i miał troje dzieci. Zmarł na zapalenie płuc 17 września 1996 roku w Obornikach Śląskich (woj. dolnośląskie) w wieku 72 lat.

Opracowanie: Marek Wróblewski / Fundacja KEDYW

źródła: Archiwum Muzeum Kierownictwa Dywersji Armii Krajowej (w organizacji), Archiwum Fundacji KEDYW, Dionizy Garbacz „Brunatne Lata”, „Stalowa Wola 1939-1945”, Stanisław Dąbrowa-Kostka „Hitlerowskie Afisze Śmierci”, Meldunki placówki AK krypt. „Wilcze Łyko”, Andrzej Zagórski „Dokumenty Okręgu Kraków AK – Dział Łączności Konspiracyjnej Zewnętrznej 1943-1945”, Dokumenty i zapiski rodzinny Gogojewiczów, St. Kowalewski „Od Walki– Do Pracy”, Relacja Czesława Kamińskiego, Relacja Janusza Homy ze wspomnień sióstr Skowron, Maszynopisy Krystyny Skowron-Gaj.

© COPYRIGHT 2016-2024. Wszelkie Prawa zastrzeżone. Kopiowanie tekstów, zdjęć lub filmów bez zgody zabronione!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *